Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Najdroższa moja, najpiękniejsza, najlepsza...
— Monsieur! — wymówiła kobieta zwolna obracając ku niemu głowę, — proszę nie przemawiać do mnie w ten sposób.
Fala bladości przepłynęła po czole Anatola. Kobieta ta zadawała mu prawdziwe tortury, a jednak kochał ją wszystkiemi siłami swej istoty; znać to było w spojrzeniu jakiem ogarniał głowę jej oblaną złotemi włosami, i niechętnie odwracającą się od niego.
— A więc! — wymówił po chwili milczenia — pozwól pani abym wytłómaczył się z tych błahych zarzutów jakie mi czynisz, a które w obec miłości mojej dla ciebie wydają mi się tak drobnemi, tak drobnemi, że są aż zupełnie niczem...
— Pan mnie nie kochasz! nie kochałeś nigdy! — zawołała kobieta, i dalej jeszcze usunęła się od niego!
Po tym wykrzyku Anatol stał się bardzo poważnym.
— Ewo! — wyrzekł starając się spotkać oczami wejrzenie jej ustawicznie zwracające się ku ziemi; — Ewo, ty sama nie wierzysz w to coś powiedziała.
Wyrzekł te słowa z wielką prawdą i siłą szczerego przekonania w głosie. Nie mylił się. Ewa w istocie nie wierzyła własnym słowom; wiedziała ona dobrze iż jest kochaną, a tylko tajemnemi jakiemiś wiedziona pobudkami, czyniła mu zarzut, którego niesprawiedliwość czuła. Toteż nie od-