Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/466

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bami i pieniędzmi, rzucałem perły pod nogi nieczystego stworzenia... myślałem, że nie było niepodobnem, zmyć zeń straszne plamy i skazy. Teraz idź ztąd, idź co najprędzej! — należysz do liczby tych nieszczęśliwych, przed którymi zamknęły się na zawsze wrota nawrócenia. Dziecka tego nie oddam ci teraz, choćbyś i chciał mi je odebrać. Byłeś złym ojcem Ryczu! Biada Ojcu którego dziecię drży przed nim od grozy i boleści!
Hrabia mówił słowa te z prawdziwem oburzeniem; rumieńce wystąpiły mu na policzki, oczy zapłonęły. Rycz zgiął się nizkim, szyderskim ukłonem.
— Dziękuję panu hrabiemu, — rzekł — za rady jego które na nic mi się nie przydały, prośby które mię śmiertelnie nudziły, i pieniądze, któreś mi pan dawał dlatego że w ogólności dawać lubisz. Jako dowód wdzięczności mej za to wszystko, zostawiam panu moje dziecko; przyznaj pan, że podarunek to nie lada, bo dziewczyna obiecuje być wcale roztropną. No Klarko, chodź pożegnać się z ojcem, prawdopodobnie nigdy go już nie zobaczysz.
Podniesione z ziemi przez hrabiego dziecię stojące cicho i nieruchomie, nagle z nowem drżeniem przestrachu ukryło się za ramię swego opiekuna. Błękitne źrenice Klarki wlepione były w ojca, powieki jej i ręce drżały. Hrabia osłonił ją ramieniem.