Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/453

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śród otaczających ją półświateł i półtonów, spocząć po trudach, zaczerpnąć parę tchnień tej nadziei szczęścia i rozkoszy, jakich spodziewał się doświadczyć kiedyś, kiedy pozwolonem mu będzie bezwarunkowo nazwać ją swoją.
Oczekując tedy tej z niecierpliwością codziennie oczekiwanej pory, hrabia wczytywał się w nową jakąś dla siebie księgę, i nie usłyszał jak otworzyły się drzwi, i za plecami jego stanął wysoki barczysty człowiek, z twarzą nawpół okrytą czarnym zarostem.
— Panie hrabio! — zabrzmiał niedaleko pochylonej jego głowy głos szorstki i gruby. Hrabia podniósł głowę, ale nie odwrócił jej w stronę przybyłego. Szkliste oczy jego tonęły w przestrzeni.
— Tak, — zaczął mówić zcicha i do siebie; — niedołęztwo pojmowania ludzkiego spotwarzyło naukę Epikura.. Poszukiwał on szczęścia mogącego ciągnąć się przez całe życie; nie żądał najwyszukańszych rozkoszy, przeciwnie, zalecał wzgardzanie niejedną cząstkową rozkoszą, aby tem lepiej dojść do szczęścia trwałego, pojętego jako stan całego życia. Życie zgodne z naturą, przestawanie na małem...
— Panie hrabio! — ozwał się wysoki, barczysty mężczyzna głośniej jak wprzódy, i z silnym odcieniem niecierpliwości w głosie. Hrabia Seweryn zwrócił ku niemu głowę, ale umysł jego nie wrócił