Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

statnim potomkiem, nie rozminął się z prawidłami...
Tu przerwał sobie mowę, i stał chwilę zamyślony.
— Zresztą — dodał ciszej i schylając nieco głowę — trzydzieści lat służę, i nie dostąpiłem nigdy tego, co spotyka mię teraz... Trzydzieści lat to kawał czasu i pracy! a jednak dzisiejszy prezes pierwszy pomyślał o mnie... Pójdę i powiem: Niech panu prezesowi Pan Bóg to wynagrodzi!...
Kończąc wyrazy te, wkładał palto i brał swą nieodstępną tekę.
Monilka jakby obudziła się za zamyślenia i podniosła głowę. — Ojczulku! — rzekła niepewnym trochę głosem, — możebyś jutro poszedł?
Usłsyzawszy tę prośbę Rogryg przygryzł wargę; młoda dziewczyna widocznie nie chciała pozostać z nim sam na sam.
— Nie, moje dziecko, — odrzekł pan Walery; — pójdę zaraz! Prawidła przyzwoitości tak nakazują uczynić... przytem... wdzięczność. Ty baw tymczasem naszego gościa, a ja zaraz wrócę!
Wyszedł. Zaledwie drzwi zamknęły się za nim, Rodryg zbliżył się ku oknu, i stanął o parę kroków przed Monilką.
— Panno Moniko — rzekł przytłumionym głosem — czy pani odpowiesz mi dziś na to pytanie, jakie zadałem jej będąc tu po raz ostatni przed paru dniami.