Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go człowieka zabierał sobie na wyłączną własność. Ja także chciałbym go trzymać za jedną połę.
— Mój kochany — odparł nie zatrzymując się Suszyc, — liczne doświadczenia któreś przebywał w ciągu twego żywota, najlepiej musiały nauczyć cię tej prawdy, że pomiędzy chceniem a otrzymaniem zachodzą zazwyczaj różne przeszkody. Owóż ty chcesz otrzymać nazwisko tego człowieka, a ja nie chcę ci go dać, i skończy się na tem, że go nie otrzymasz. Dobranoc.
W domu nad kałużą panował sen głęboki. Suszyc wszedł do swej zimnej, wilgotnej pracowni, a lubo ogarnęła go tam ciemność prawie zupełna, nie rozniecił światła, ale podążył prosto ku oknu, które roztworzył na oścież. Dusiła go snać niezdrowa atmosfera tego nagiego, pyłem zapełnionego pokoju; dławiły może własne myśli i uczucia. Usiadł na obdartym starym fotelu i siedział nieruchomy z ramionami skrzyżowanemi na piersi, oddychając powoli i ciężko, z twarzą zwróconą ku posępnemu obrazowi zimowej nocy.
Byłato noc posępna, lecz zarazem wspaniała. Księżyc płynął po niebie szeroką półobręczą o mętnym złotawym blasku, lecz zakrywały go co chwilę chmury, które wiatr gnał gwałtownie, rozdzierał na drobne czarne szmaty, lub skupiał w wielkie