Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Panie! — wymówił Kazimierz z uśmiechem, którym usiłował pokryć głębokie wzruszenie, — gdybym nie obawiał się, że umkniesz odemnie do tych panów, pomiędzy którymi szukać cię nie miałbym śmiałości, powtórzyłbym raz jeszcze, powtórzyłbym po sto razy, iż wszystko co uczyniłeś dla mnie....
— Kaziu! — zawołał hrabia żywo posuwając się na krześle.
— Że wszystko co uczyniłeś dla mnie — ciągnął młody człowiek, w ciepłych swych dłoniach ściskając ręce hrabiego, — że wychowanie jakie mi dałeś, nauki i rady jakiemi obdarzałeś mię zawsze, ten przykład twój nakoniec, który stał mi wciąż przed oczami, niby znak ukazujący drogi dobre, dały mi możność, i wyrobiły we mnie zdolność postępowania o własnych siłach. Ufam w przyszłość, która otwiera się przedemną, czysta i pogodna; we własną wytrwałość i pracowitość, i w to serce kobiece, z którem podzielić się chcę wszystkiem, cokolwiek przyniesie mi życie. Od ciebie panie niczego nie żądam, oprócz życzliwości twej, na którą staram się zasłużyć, i błogosławieństwa twego, o które cię proszę.
— A które ja ci daję na dziś i na życie twe całe, na wszystko co uczynisz i co pokochasz! — wymówił hrabia składając dłoń na przychylonej przed nim głowie młodzieńca.