Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kazimierzu — rzekł poważnie hrabia, — nie mów o wdzięczności. Ty sam, całe twoje postępowanie i prowadzenie się w świecie, jest dla mnie stokrotną zapłatą za wszystko, co kiedykolwiek uczyniłem dla ciebie. Wierzaj mi mój drogi, że największą radością moją, najmilszą nagrodą gorących mych dla dobra powszechnego chęci, jest widok was, uczniów i wychowańców moich, uczciwie, pracowicie i spokojnie postępujących tą drogą życia, na której niestety, tyle sił, serc i umysłów marnie przepada.
— Kto wie, czy ja i Sylwester nie należelibyśmy do tych nieszczęśliwych, gdyby nie twoja ręka panie, która wynalazła sieroty bez przytułku i opieki, wzięła kierunek nad niemi, powiodła je, podniosła. Toteż imię pana często gości na ustach naszych.... Jest ono dla nas tak świętem, tak drogiem....
— Cicho! cicho! — zawołał hrabia żywo poruszając się na krześle, i przerywając mowę młodego człowieka, który unosił się coraz bardziej, — jeżeli mi będziesz prawił o takich rzeczach, porzucę ciebie i ucieknę do tych panów, którym ja znowu w myśli mojej śpiewam ody wdzięczności!
To mówiąc, wskazał leżące na biurze księgi, których okładki ukazywały pod światłem lampy, imiona Heglów, Kantów, Schopenhauerów, Herschlów, Humboldtów. Kazania Bossueta i Skargi,