Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ną w miodowych nurtach dawanej i przyjmowanej wzajem miłości.
Tymczasem wielka lampa samotnie płonęła na biurze zarzuconem księgami i papierami; samotnie o starych czasach gawędził stary zegar; osamotniony portret zmarłej pani cicho spoglądał na obszerną komnatę, śród której unosić się zdawały w powietrzu, wyłonione z ksiąg i obrazów duchy mędrców i wieszczów.
Godzina nie była jeszcze zbyt późną, gdy u bramy ozwał się dzwonek przywołujący odźwiernego, a domownicy powstali na przyjęcie powracającego pana. Nie było ich wielu w domu hrabiego, i jeden tylko stary sługa z pobielałemi włosami postępował za panem swym, gdy ten dążąc do owego gabinetu, przechodził rząd z bogatą prostotą przybranych pokoi. Hrabia szedł prędko, z głową wyciągniętą nieco naprzód, jak człowiek który przywykł nie tracić czasu, i wpatrywać się w przedstawiane mu własną myślą odległe przedmioty. Wszedłszy do pracowni swej i zarazem sypialni, obejrzał się dokoła, a zamyślony uśmiech przebiegł mu po ustach, niby objaw tego zadowolenia graniczącego z radością, z jakiem witał otaczających go tu wiernych i ukochanych towarzyszów swego życia. Złożył palto na ręce starego sługi, i zbliżył się do biura, na którem pod świa-