Strona:Eliza Orzeszkowa - Na dnie sumienia T. 1.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przelatujących szerokiemi polami, bez uciech prostych jak natura a zdrowych i jędrnych jak ona; życie pędzone śród grubych murów stolicy, nie dozwalających ludziom patrzyć prosto w błękity i słońce, gorączkowe, sztuczne, dzień w noc, a noc w dzień przemieniające, owiane chaotycznym gwarem ulic, napełnione tłokiem i hałasem ścierających się w szalonym boju namiętności i interesów, napojone narkotykiem pychy i próżności, przesiąknięte na wskróś trucizną łatwych, a nie zawsze niewinnych rozkoszy.
To życie stołeczne, wykwintne, zbytkowne, całe niby na zewnątrz wylane a jednak obłudne, niby ku ważnym sprawom dążące a jednak uganiające się za drobiazgowemi effektami, i tą doskonałością pozorów które mają pokrywać niedoskonałość gruntu — to życie odarte z blasków słonecznych a przysypane złocistym pyłkiem modnych świecidełek, odzwierciadlało się tak w pełnej niepokoju grze fizjonomji Anatola Dembielińskiego, w oczach jego migocących jakimś stalowym zimnym połyskiem, w zarysie ust dumnym i pogardliwym, w ruchach i giestach wymierzonych i niejako systematycznych, w ubraniu nakoniec pełnem wykwintu i tej drobiazgowej staranności, która jeśli jej dobry smak nie strzeże, przechodzi w przesadę i staje się śmiesznością. Młody Dembieliński musiał jednak posiadać wiele dobrego smaku, bo pomimo niezmiernej sta-