Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tym samym wciąż co pierwej patetycznym tonem, byłem tak zachwycony! och!
Usiadł na krześle obok młodej kobiety i przycisnąwszy dłoń do serca, podniósł znowu wzrok na sufit. Marya patrzała na niego tak, jak się patrzy na rozswawolone dziecko.
— Jakież znowu dziwactwo zajechało ci do głowy? spytała po chwili, siląc się widocznie na powagę, lecz nie mogąc w zupełności ukryć uśmiechu. Czy to w drodze do mego domu spotkałeś tę nową jakąś boginię, która cię w taki zachwyt pogrążyła? Boję się doprawdy bardzo, aby na cały już dzień nie pozbawiła cię ona rozsądku.
— Okrutna jesteś, Maryniu z tym twoim rozsądkiem, z nowem westchnieniem wymówił młody człowiek; w twoim to właśnie domu ujrzałem tę piękność...
Przy ostatnim wyrazie z przesadzonym gestem wskazał na drzwi gabinetu. Marya wydawała się na wpół rozśmieszoną, na wpół zdziwioną.
— Jakto? rzekła, więc to o nowej nauczycielce Jadzi mówisz?
— Tak, kuzynko, przybierając nagle poważną minę, odparł młody człowiek; mianuję ją królową wszystkich bogiń moich...
— Ale gdzieżeś ją widział, wietrzniku?
— Przychodząc do ciebie, dowiedziałem