Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I dziewczętom także, dokończyła właścicielka informacyjnego bióra.
Marta zamyśliła się znowu.
— A więc, rzekła po chwili, cóż w dziedzinie nauczycielstwa pozostaje kobietom?...
— Języki, talenta...
Oczy Marty zaświeciły nadzieją. Ostatni wyraz Żmińskiej przypomniał jej jedno jeszcze narzędzie zdobywcze, o którem dotąd nie myślała.
— Talenta, wymówiła z pośpiechem, a więc nie tylko przecież muzyka... ja uczyłam się rysować... chwalono nawet kiedyś moje rysunki.
Na twarzy Żmińskiej osiadł znowu wyraz obiecującego namysłu.
— Zapewne, rzekła, umiejętność rysunku może się pani na coś przydać, daleko mniej jednak, niżby się przydała biegłość w muzyce...
— Dlaczego, pani?
— Dlatego zapewne, że rysunek jest cichy, a muzyka głośna... W każdym razie, dodała Żmińska, przynieś mi pani próby swego rysunku. Jeżeli jesteś w nim pani bardzo biegła, jeżeli potrafisz wyrysować coś, coby oznajmiało talent wielki i wysoko ukształcony, będę mogła znaleść dla pani jedną lub dwie lekcye...
— Bardzo biegłą w rysunku nie jestem, odparła Marta; nie zdaje mi się też, aby