Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wykrzyk ten przemocą wydarł się z piersi matki, ale Marta pojęła szybko niestosowność jego i bezużyteczność. Uczyniła nad sobą wysilenie i spokojnie mówić zaczęła.
— Skoro więc nie mogę mieć nadziei otrzymania posady stałej, racz pani dostarczyć mi lekcyi prywatnych...
— Lekcyi francuskiego języka? wtrąciła gospodyni domu.
— Tak, pani; i innych przedmiotów także, jak naprzykład: geografii, historyi powszechnej, historyi literatury polskiej... uczyłam się kiedyś tego wszystkiego, potem czytywałam niezbyt wiele wprawdzie, zawsze jednak trochę czytywałam. Pracując nad sobą, dopełniłabym moich wiadomości...
— Na nic by się to pani nie przydało, przerwała Żmińska.
— Tak, bo ani ja, ani żadna z właścicielek biór informacyjnych, nie mogłybyśmy sumiennie przyrzekać pani lekcyi wspomnianych przez panią nauk...
Marta szeroko otwartemi oczami spoglądała na mówiącą kobietę; ta po krótkiej chwilce przestanku dodała:
— Ponieważ zajmują się niemi wyłącznie prawie mężczyzni.
— Mężczyzni, wyjąkała Marta, dlaczego wyłącznie mężczyzni?