Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niezłomnej, wiekuiście logicznej i w logiczności swej niczem na ziemi zmącić się nie dającej natury człowieczej. Ona nie była bezcielesnym aniołem, nie była napowietrznym ideałem, którego nie dotykają i nie obalają podmuchy wichrów ziemskich, dlatego że go niema na ziemi. Ona była człowiekiem a w naturze człowieczej jeżeli są szczyty wyniosłe, na których rozwijają się rozum, cnoty, poświęcenia, bohaterstwa, są także i dna przepaściste z przyczajonymi w ciszy i milczeniu gadami groźnych pokus i ciemnych inctynktów. Nie należy żadnej istoty ludzkiej mordować tak śmiertelnie, wstrząsać tak gwałtownie, aby poruszyć się w niej mogło to dno tajemnicze, z zaczajonymi na niem w milczeniu zadatkami występków. W naturze człowieczej są potęgi olbrzymie, ale są także bezmiary niemożności. Należy każdą istotę ludzką obdarzać miarą praw i oręży ściśle odpowiednią mierze ciążących nad nią obowiązków i odpowiedzialności, inaczej bowiem nie uczyni ona, nie przetrwa tego, nie ostoi się przed tem, co uczynić i przetrwać, przed czem ostać się nie będzie mogła.
Trująca gorycz, od tak dawna kropla po kropli zbierająca się w piersi Marty, podniosła się w niej teraz ogromną falą, a wraz z nią wypłynęły śpiące dawniej głęboko, budzące się potem stopniowo, obudzone teraz całkiem