Przejdź do zawartości

Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wielkie miasto stanęło przed oczami wyobraźni jej w kształcie olbrzymiego ula, w którym poruszało się, wrzało życiem i gonitwą mnóstwo istot ludzkich. Każda z istot tych posiadała miejsce, na którem pracowała, i to, na którem spoczywała, cele, do jakich dążyła, narzędzia, jakiemi drogę sobie torowała śród tłumu. Jakiem będzie dla niej, dla biednej, w bezbrzeżną samotność strąconej kobiety, miejsce pracy i spoczynku? kędy ten cel, do którego podąży ona? skąd wezmą się oręże, które utorują drogę ubogiej i opuszczonej? A także jakiemi będą dla niej te istoty ludzkie, które tam tak gwarzą nieustannie, z których oddechu powstaje ten szmer gorączkowy, w którego to podnoszących się to opadających falach ona teraz słuch swój zatapia? będąż one dla niej sprawiedliwemi lub okrutnemi, litościwemi lub miłosiernemi? Otworząż się przed krokami jej te ściśle zwarte falangi, tłoczące się ku szczęściu i dobrobytowi, lub zewrą się ściślej jeszcze, aby nowoprzybyła nie zwęziła im miejsca, nie ubiegła której z nich w mozolnej gonitwie? Jakie ustawy i obyczaje przyjaznemi jej będą, a jakie wrogiemi, i których więcej będzie, pierwszych czy drugich? Nadewszystko zaś, nadewszystko — postrafiż ona sama przezwyciężać żywioły wrogie, wyzyskiwać przyjazne, każdą chwilę,