pierwszą rzeczą jaką uczyni, będzie przyjęcie jakiej uczciwej, niemłodej służącej, któraby dzieci swoje miała a przynajmniej je lubiła, a więc dozorować mogła Jancię troskliwie, rozsądnie. Potem... (tu Marta zapytała sama siebie, czy nie jest w rojeniach swych zbyt śmiałą) potem opuści może tę nagą zimną ponurą izbę, w której jej samej tak smutno, dziecku jej mieszkać tak niezdrowo, a wynajmie gdziekolwiek, przy małej jakiej lecz czystej cichej ulicy, dwa pokoiki ciepłe, suche, słoneczne... Potem... jeżeli zdobędzie sobie imię dobrego tłómacza i wezwaną zostanie tu i owdzie, jeżeli te 600 złotych, ta suma olbrzymia, po wiele razy do rąk jej przyjdzie, uczyć się będzie, o, uczyć się będzie dniami, nocami, bez odpoczynku, z zapałem i cierpliwością, bo taką przecież być musi praca kobiety, krok za krokiem i o własnych siłach... Potem... Jancia dorastać zacznie. Z jakąż bacznością oko matki śledzić będzie i odgadywać wrodzone jej zdolności, aby żadnej z nich nie pozostawić odłogiem, ale z każdej owszem ukuć dla przyszłej kobiety skarb dla ducha, zbroję do walki o życie... Nauka Janci, jej wykształcenie, siła, szczęście i bezpieczeństwo przyszłości całej będzie owocem pracy jej matki. Z jakimże spokojem zamykać ona będzie
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/227
Wygląd