organa głosowe, niepodobnaby nawet wpaść na domysł, aby owe ramaże, reyony, rzuty, fony, barby, wolanty, peplony, papiliony, aby cały ten szczebiot niezrozumiały wszelkiemu niepoświęconemu uchu, niesłychaną erudycyą w dziedzinie gałganków rozwijający, wychodzić mógł w istocie z ust mężczyzn — mężczyzn, tych przedstawicieli poważnej siły, poważnego myślenia i poważnego pracowania.
— Pani Ewelina D. wróciła! rozległ się po sklepie basowy głos, z otworu tuby wychodzący.
Marya Rudzińska szybko powstała.
— Zaczekaj tu pani chwilę, rzekła do Marty, rozmówię się wprzódy sama z właścicielką sklepu, aby w razie odmowy z jej strony nie narażać pani na nadaremną przykrość. Jeżeli jak mam nadzieję, wszystko pójdzie dobrze, przyjdę wnet po panią.
Marta z wielką wciąż uwagą przypatrywała się odbywającej się z dwóch stron długiego stołu manipulacyi sprzedawania i kupowania. Po bladych jej ustach przesuwał się od czasu do czasu uśmiech; bywało to wtedy, gdy poskoki sklepowych panów stawały się najsprężystszymi, fryzury najruchliwszemi i oczy najwymowniejszemi.
Marya Rudzińska tymczasem przebiegła szybko wschody puszystym zasłane kobiercem,
Strona:Eliza Orzeszkowa - Marta.djvu/144
Wygląd
Ta strona została przepisana.