Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czerwcowego południa podobnej ale złamanego szeląga posagu niemającej. Może zresztą i za wiele powiedziałem, że zakochał się, bo i wiek nie bardzo był już po temu i nigdy nie należał do rzędu tych, którzy w niebieskich migdałach smakują. Ale w oko mu wpadła, podobała się, że zaś Dworki są majątkiem dobrym i nieobdłużonym: dlaczegóż miałby odmawiać sobie jednej przyjemności więcej w tem tak krótkiem i utrapionem życiu ziemskiem? A jeżeli to, że się o pannę Izę oświadczył, było bardzo zrozumiałem, głupcy tylko dziwić się mogli, że ona te oświadczyny przyjęła. Byli tacy, którzy dziwili się i tacy, którzy się martwili. Jakiś młokos na małym folwarczynie siedzący, który szalenie się w niej kochał, tak się jej postanowieniem zalterował, że aby w sąsiedztwie niewdzięcznej bohdanki nie pozostać, folwarczynę sprzedał i na skraj świata pojechał. Ale to wszystko jest pustym i czczym romantyzmem. Fakt zaś tak się przedstawia, że p. Januarowa żyje sobie w Dworkach, jak królowa, otoczona dostatkami, elegancyami, szacunkiem powszechnym i dworem, którego mąż jej jest pierwwszym marszałkiem. Bo i to wiedzieć trzeba, że nasz rozsądny i skądinąd energiczny pan January, bardzo, bardzo zostaje pod wpływem żony; niektórzy utrzymują nawet, że cokolwieczek jej się boi. Żeby się bał — nie myślę, bo przecież majątek do niego należy, a ona ma na nim tylko prawną część i dożywocie; ten zaś, do kogo majątek należy, jest panem położenia i nikogo bać się nie potrzebuje.