Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.2.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się pytania: „Czy przyjedzie? Czy zechce ujrzeć nową rywalkę? Czy odważy się stanąć w położeniu, które kobiecie najsilniejszej moc nad sobą odebrać może i najdumniejszą upokorzyć musi?”
Przyjechała i weszła na salę, wsparta na ramieniu młodego Szweda, Oskara Lilienströma, który przy poselstwie szwedzkiem pełnił taki sam urząd, jak wicehrabia Raul przy francuskiem. Niedawno Tajny Radca Otto Von Kindischbruch powiedział o tym Szwedzie, że „duch jego, ze złożonemi do modlitwy rękoma, klęczy przed wicehrabiną i że jest to już od lat paru akt nieustającej adoracyi“. Czyżby nakoniec, słynna dotąd z niezłomnego zakochania się w niestałym małżonku, wysłuchała modlitw syna północy, który miał twarz jak u kobiety białą i ogniste połyski w płowych włosach? Brunetka i blondyn, oboje wysocy, wytworni i piękni, przeszli przez salę jak para półbogów, którzy tylko co napili się ambrozyi i jeszcze smak jej w ustach czują. Błękitne oczy Szweda napełniało błogie rozmarzenie, na śniadej twarzy Francuzki rozlewał się czarujący uśmiech. Usiadła obok arcyksiężny, której była przyjaciółką, a z drugiej strony miejsce zajął u jej boku Oskar Lilienström. I zaraz zaczęli rozmawiać z sobą we troje. Arcyksiężna zdawała się rozweseloną; Szwed, jak w siódmem niebie, tonął w widoku wicehrabiny, która z gestykulacyą żywą i pełną gracyi, ze swobodnym uśmiechem na koralowych ustach o czemś znać bardzo zabawnem, czy przyjemnem, opowiadała. To, że wicehrabia nie znajdował się w sali, że był zapewne tam, gdzie była Anja Lind i odwagę jej krzepił, zapał tak po-