Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a jednakowoż wszystko pamiętam i trzymałbym pari, że nikt nie zrozumie, jakim sposobem tak być może. Ale człowiek, choć z tęgą głową, to takie stworzenie, któremu nietylko wszystko, ale nawet samego siebie zrozumieć trudno. Teraz zdaje mi się, żem już siebie zrozumiał. Dopóki ja ciągle naprzód szedł i myślał: jeszcze tam zajdę, jeszcze tam, jeszcze to zdobędę, jeszcze tamto, dopóty była walka i wielka ochota do walki i życia. A kiedy już wszystkiego swego dokazałem... Ej, srogiż to żart jakiś to nasze życie ludzkie! Pracujesz, męczysz się, znosisz nieprzyjemności różne, pędzisz jak szaleniec przez góry, które kruszysz, przez morza, które przepływasz: a gdy już pochwycisz to, czego tak pożądałeś, widzisz, że w ręku trzymasz — marę. Żebym ja przy sobie miał kogoś swego, możeby mnie i mara dłużej cieszyła, a tak, fiuuu! — zniknęło wszystko, została się pustynia. Jak to dobrze, że napisałaś do mnie i że nazywasz mnie tak, jak dawniej, Władysiem. Piękny Władyś, gruby jak beczka i stary, stary już!.. jednakże to prawda, Władyś! A imion tatki i mamy nie wymówiłem już ja lat ze dwadzieścia... pierwszy raz dziś... Ot, dziwna rzecz! dopóki byłem młody, wszystko mi jedno było i wszystko mnie cieszyło; a teraz, kiedy w żyłach krew trochę ostygła, a w ręku okazała się mara, zachciało się gwałtem czegoś innego, innego! Wiesz co? ty odemnie szczęśliwsza, Anulko! Ciebie obchodzi wiele rzeczy: Staś, Julcia, majątek, różne tam i nie twoje własne nawet sprawy i hi-