Strona:Eliza Orzeszkowa - Iskry T.1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A mojaż ty, Kazimiero, jak ja dawno ciebie nie widziałam! Ot i nie spodziewałam się takiej siurpryzy! A mojaż ty, duszyczko! Co? to ty suknie szyjesz? Ależ postarzałaś! Gdzie twoja dawna talia podziała się! No, ale oczy to takie same jak były! Jaka ja rada, że ciebie widzę i że to ty suknie dla mnie będziesz szyła! Tak dużo różnych rzeczy potrzebuję! Ale najpierwej to mnie kostyum na bal maskowy zrobić musisz, potem dwie suknie: jedną ze szlejfem, a drugą krótką; matinetę też prędko, prędko mieć muszę...
Porwała się z kanapki, do drzwi do przedpokoju skoczyła:
— Michał! Michał! rzeczy z karety tu przynieść prędzej!
Cały magazyn ze sobą przywiozła. Czego tam nie było! Materye różne, koronki, wstążki, tiule, kwiaty, aż w pokoju od tego zrobiło się ciasno.
— Masz żurnale? — Sporo mam żurnali mód i wszystkie przed nią położyłam. No, byłoż to, było wybieranie, przebieranie, dobieranie, medytowanie, kombinowanie, aż poty na mnie wybijać poczęły. Jak ryba w wodzie! Kontenta taka, że zdaje się, tyle skrzydeł ma, ile koło niej gałganków leży. — Już ja spokojna — mówi — że ty to wszystko ślicznie zrobisz. Mnie znajome panie mówiły, że ty ślicznie robisz i bardzo ciebie rekomendowali, tylko że powiedzieli mi inną jakąś familię...
— Po mężu tak się nazywam.
— A! za mąż poszłaś. No i ja poszłam! ale