Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   81   —

bej, choć dość kształtnej twarzy, blondyn, z czołem bielszem od policzków ogorzałych i rumianych, objawiał w poruszeniach, mowie, w wydawanych rozkazach popędliwość tak gniewną i gorliwość tak głośną, ruchliwą, zawziętą, że zdawały się go one wprawiać w chwilowe obłędy. Były chwile, w których własnemi rękoma wyrywał ze sprzętów zamki, rękojeścią szabli ostukiwał podłogi i ściany, biegał, miotał się, krzyczał, wydając coraz nowe i coraz surowsze rozkazy, a siwe źrenice jego, pod rudawemi brwiami, nabierały obłędnych niepokojów i połysków. Często też, niespokojne te oczy z wyrazem niemych zapytań, zatapiały się w obojętnej i niekiedy tylko ironicznej lub znudzonej twarzy młodszego towarzysza. Zdawały się one wtedy do twarzy tej wołać: Czy widzisz? Czy spostrzegasz? Patrz! czynię wszystko, czego potrzeba, więcej, niż potrzeba, więcej, niż ty czynisz... ja wierny służbie, gorliwy!
Na dziedzińcu rozległ się, a raczej wśród gwaru obozującego wojska jak grzmot potoczył się ogromny wybuch krzyków i śmiechów. Młody gospodarz domu w okno spojrzał i zwrócił się do oficerów.
— Panowie — rzekł — żołnierze kufy z wódką z gorzelnianego składu wytaczają...
Tak sztoż? — z pogardliwem na mówiącego spojrzeniem, ostro zapytał kozacki setnik.
Młodzieniec odpowiedział.
— Upiją się, a ludzie pijani palą i zabijają...
Zastanawiali się chwilę w milczeniu, poczem