Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   78   —

— Niewątpliwie!...
— Bylebym się nie spóźnił...
— Oho! zabawią tu... Wszakże rewizja...
— A prawda!
— To potrwa długo!
Wypuścił konia bocznemi wrotami dziedzińca, na drogę przez drzewa przysłoniętą i bliskim kresem dotykającą lasu, a brat i siostra śpiesznie zwrócili się ku domowi, którego drzwi, na ganek obszerny wychodzące, cicho i szczelnie za nimi się zamknęły.
W tej samej chwili, czoło nadchodzącej kolumny wojskowej dotykało już szerokiej bramy dziedzińca i nad otaczającemi go sztachetami, wzniosły się w sinych błękitach świtania, czarne ostrza kozackich pik.
Po niewielu minutach dziedziniec napełnił się tłumem ludzi, koni i wozów. Z wozów, z karabinami na ramionach, zsiadali żołnierze, gdy wśród szumu krzyków i poruszeń ludzkich, donośnie rozlegały się rozkazy dowódców i przed każdym oknem, oraz przed każdemi drzwiami domu, stawał na koniu w wysoką pikę uzbrojony kozak.
Otworzyło się jedno, drugie, trzecie okno domu, wyjrzały przez nie i wnet ukryły się głowy kobiece i męskie. Rozwarły się ciężkie, staroświeckie drzwi, na ganek z czterema grubemi słupami wychodzące i na czele kilkunastu żołnierzy uzbrojonych, w obszernej sieni przez młodego gospodarza spotkani, weszli do domu dwaj oficerowie. Rewizja.