Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   402   —

ło jego wstawać poczęło nad wzgórzem mogilnem i, coraz wyższe, silniejsze, potężniejsze, rosło.
Wstawał i nakształt powiewnej kolumny wzrastał do wierzchołków drzew, wysoko nad ich wierzchołki, jeszcze wyżej, cały, w gniewnym szumie podnoszących się z nad ziemi skrzydeł w zawierusze włosów, roztaczających się naokół, olbrzymią siecią pajęczą, świecącą szklistym szronem. Aż, niebotyczny, wzdęty, niezliczonemi odbiciami gwiazd roziskrzony, roztoczył skrzydła latawca-olbrzyma, na las cały rzucając okrzyk:
— Gloria victis!
I zerwał się z mogiły, wzleciał nad las, szlakiem powietrznym dotarł ciemnego nieba i do gwiazd mrugających, do srebrzystych dróg mlecznych zawołał:
— Gloria victis!
A potem znowu ku ziemi spłynął i, niespokojny, gniewnym czy świętym szałem zdjęty, szumiącym szlakiem ciemności przerzynając, nad polami, nad wodami, nad lasami, nad miastami i wioskami, na całą kulę powietrzną, która obejmuje ziemię, i na całe sklepienie niebieskie wołał:
— Gloria victis!
Zdumiewały się, wołania tego słuchając, pola, wody, lasy, wsie i miasta, zdumiewała się kula ziemska i kula powietrzna, w zdumieniu zapytując: kto nad światem głosi tę ogromną, niesłychaną, tę fantastyczną, niespodziewaną nowinę? Czy baśń dostała skrzydeł i nocami poczęła światu prze-