Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   389   —

ruiny i mogiły, z nadzieją, czy przeciw nadziei, walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na ziemię zstąpi...
— Może zstąpi...
— Kiedyś...
— Gdy nas już na ziemi nie będzie.
Tak oni czasem w zmrokach nocnych rozmawiali z sobą, gdy obóz spał, i dokoła obozu na przestrzeniach, mdło przez gwiazdy oświetlonych, widać było czarne posągi uzbrojonych straży.
Aż przyszedł dzień...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

...Szept Brzozy zniżał się, tajał, umilkł; przemówił wzamian brodaty, silny Dąb:
— Aż nadszedł straszny dzień. Straż daleka przyniosła oznajmienie...
Bo okrom blizkiej, wokół obozu rozstawionej, mieli oni straż swoją daleką, która tu przynosiła oznajmnienia, ostrzeżenia, wieści. Przyniosła je ona tak, jak królewicz bajeczny dążył do zamku zaczarowanej królewny: przez zarośle cierniste, wrzawą upiorów napełnione, przez moczary bagniste, najeżone paszczękami smoków. Czasem strażnik ginął w uścisku upiora lub w paszczęce smoka, czasem docierał celu.
Zdaleka już słychać było tętent biegnącego prze las konia.
— Hasło?
— Z nadzieją, czy przeciw nadziei!
Wpadł na polanę młody jeździec na koniu zdy-