Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   317   —

Inę fala uczuć nienazwanych, a nagłych ku matce rzucała. Wtedy z ramionami dokoła grubej kibici zarzuconemi i z głową na jej kolanach szeptała.
— Mamciu! Mamciu kochana! Ja wiem... ja wiem... ale nie mogę... doprawdy, mamciu, ja inaczej nie mogę... nie mogę...
O czem wiedziała? czego nie mogła? Nie powiedziała tego, nigdy, niepotrafiłaby powiedzieć, bo w uczuciach i myślach jej panowały chaos i zamęt, wiały burzliwe wichry, leciały przeświecone jaskrawem światłem tumany kurzawy. A pani Teresa na te pieszczoty i bełkotliwe wyznania córki w sposób rozmaity odpowiadała: niekiedy wzajemną pieszczotą i drżącej troskliwości pełnemi zapytaniami, ale niekiedy, gdy czuła się bardzo, bardzo, prawie nad siły, zgnębioną, zgryzioną, strwożoną, zmęczoną, niecierpliwem sarknięciem i gniewnemi słowy:
— Niewiem — mówiła — czego nie możesz i co się z tobą dzieje, ale czuję, że coś niedobrego się dzieje i że wysłać cię ztąd muszę... Do Leszczynki pojedziesz... już pisałam do Teleżuka, aby po ciebie przyjechał... i pan Koniecki w tych dniach do domu jedzie, zabierze cię i może u nich, u Konieckich, nim do Leszczynki przyjadę, przesiedzisz... Tu nie zostaniesz... Niańką twoją tu być czasu i siły nie mam... a pociechą i pomocą matce być nie umiesz... serca nie masz...
Wtedy Ina z wybuchem obrazy i żalu zrywała się od kolan matki i cała w ogniu, ostre błyskawice z oczu wyrzucając, wołała, że ani do Leszczyn-