Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   313   —

to wszyscy jak krzyknęli jednym głosem: hurrra! to aż szyby w oknach zabrzęczały; ją zaś, Inę czy od wina wypitego, czy od rozmaitych, napełniających ją uczuć, ogarnęła wesołość taka, jakiej dotąd nigdy nie doświadczała. Dziękowała wszystkim, kłaniała się, na komplementy śmiało odpowiadała, a z żartów, które dokoła krążyły, śmiała się tak głośno i swobodnie, jak nigdy. Wtedy kniaź który obok niej siedział i przez cały czas różne miłe jej rzeczy mówił, szeptać zaczął, że on zawsze widzieć ją pragnie wesołą, szczęśliwą, bo niema na świecie takiego szczęścia, któreby samo do stóp jej nie upadło, prosząc, aby przyjąć je chciała.
I nie wiadomo, co powiedziałby więcej, bo w tej właśnie chwili zaszło coś takiego, co wszystkich jakby ukropem oblało czy lodem obłożyło. Jedna z tych pań, które tam były, ni stąd ni zowąd, zaczęła przez stół bardzo głośno i ze śmiechem mówić do kniazia coś — o jego żonie, że niby ona z Kaukazu, gdzie przebywa, przez lunetę na niego patrząc, widzi, jak on się tu znajduje i... coś tam jeszcze podobnego. Na twarz kniazia chmura spadła ciemna i groźna, Helena Iwanówna oczyma i rękoma znaki jakieś do mówiącej robiła i wszyscy z nadzwyczajnym pośpiechem, głośniej jeszcze, niż przedtem rozmawiać o różnych rzeczach zaczęli, ale czuć było, że coś niedobrego zaszło, że zgrzyt jakiś przerwał harmonję, która dotychczas w towarzystwie tem panowała.
A, jej, Inie, zrobiło się niewypowiedzianie żałośnie i smutno. Nie umiałaby powiedzieć dla cze-