Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   301   —

do mnie! Odwiedźcie mię! Zaprowadzę was do mieszkania swego! Chodźcie duszeńko, gołąbko!
Serdecznie, mocno ręce Iny w swoich ściskała, w oczy jej czule patrząc.
Nigdy może niczego Ina nie pragnęła tak gorąco, jak pójść z tą kobietą i słuchać ją mówiącą o jej piękności i... o kniaziu. Jednak wahała się.
— Niewiem doprawdy... bo, gdyby mama dowiedziała się... gdyby znajomi...
Śmiechem znowu wesołym i trochę urągliwym wybuchnęła Helena Iwanówna.
— Matki boicie się! tego, co znajomi o was powiedzą! Głupost', broście (porzućcie) wy te głupości, Ino Juljanówno! U was polaków, predrazsudok propast'! Jak zaczniecie: a Pan Bóg? A ojczyzna? A matka i ojciec? A grzech? A ksiondz? A ludzie? to człowiek w tem całe swoje szczęście utopić może! Broście to wszystko! Chodźcie do mnie! Pokażę wam dwie suknie, które mi mąż w siurpryz (niespodzianka) z Petersburga sprowadził. Nikogo teraz nie będzie u mnie. We dwie sobie pogadamy. Czekolady filiżankę wypijecie. Chodźcie!
Ina, ruchem nagłym, z oczyma nagle roziskrzonemi, ramię na szyję jej zarzuciła i miękkiemi swemi, kociemi ruchami, cała przytulając się do niej, zaszeptała.
— Pani dla mnie taka jest dobra, dobra! Nikt dla mnie tak dobrym nie jest, jak pani! U nas wszyscy czem innem zajęci i ja zawsze sama jedna... sama jedna... marzę... tęsknię... I mnie nikt nie rozu-