Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   292   —

łej postaci Inki wodziła, wyraz podziwu i zachwycenia twarz jej okrywał. Było w tym podziwie i w tem zachwyceniu coś dziwnie i szczerze naiwnego.
Jeżeli w zaznajamianiu się z Inką i miała uboczny cel jakiś, to jednak niewątpliwie sprawiało ono jej samej żywą przyjemność. Mówiła okaleczoną i wyrazami obcemi łataną polszczyzną, tak jak mówią ci, którzy niedokładnie jej się wyuczyli, albo niegdyś jako ojczystej używali, a potem zapomnieli. Z dalszego ciągu rozmowy okazało się, że była to dla nieznajomej mowa wpółojczysta. Śmiejąc się, mówiła.
— Ja troszkę polka! U mnie ojciec ruski był, a matka polka. Tak mnie troszkę czasem i ciągnie do polaków...
Po twarzy Inki rozlał się wyraz zdziwienia.
— Wy zadziwili się! Czegóż wy tak zadziwili się! Nu, już wiem! Tego, że moja matka była polka, a za ruskiego poszła. Cha, cha, cha, cha! U was predrazsudok (przesąd) jest, że tak żenić się albo za mąż wychodzić nie trzeba... Nu, głupost' to, pustiaki! (głupstwo, drobnostki). Biedną dziewczyną była i, kiedy ją dobry los spotykał, czemuby z niego skorzystać nie miała? I czasy wtedy spokojniejsze były, ale to wszystko jedno. W każdym czasie predrazsudki to głupost' i tylko żyć ludziom przeszkadzają. Adnakoż (jednakże) trzeba, abym wam powiedziała, jak się nazywam i kto ja taka.
Powiedziała jakieś nazwisko i poprosiła, aby Inka ją Heleną Iwanówną nazwała. A mąż jej w woj-