Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   242   —

kami łez na policzkach szeptała, w tej samej chwili, z izdebki pani Teresy znowu wypłynęło i po ciemnym domu rozpłynęło się senne, przeciągłe, tęskne bezbrzeżnie, żałośne wołanie czy błaganie.
Kogo tak przez sen przyzywała, czy błagała syna, który lada dzień w ogniu bitwy znaleźć się miał, czy Boga, którego ukrzyżowany obraz w głębokim zmroku mętnie bielał?
Teleżuk także, wcześniej niż zwykle, bo u samego początku świtania z pościeli wstał i, Nastki nie budząc, drzwiami do ogrodu prowadzącemi z domu wyszedł. Czegoś niespokojnym być musiał, bo niezwykle szerokim krokiem poszedł ku lipie, pod którą chłopcy od niedawna nocleg sobie założyli, a na rospostartych u stóp drzewa pościałkach nikogo nie ujrzawszy, stanął, jak wryty, jeden tylko przeciągły dźwięk z ust wydając.
— Aaaa!
Przed nocą widział, na własne oczy widział, jak pokładali się tam do snu i bliskimi uśnięcia się zdawali, a teraz... Wstali znać wśród nocy dokądściś poszli. Dokąd? Nie zastanawiałby się nad tem Teleżuk w innym czasie, bo małoż to dokąd niedorosłe chłopcy takie latać mogą! Ale teraz, miał podejrzenie pewne i obawy... niedobrze określone... niejasne, ale miał. Powstały w nim one już wtedy, gdy z Julkiem i dziatkowickim panem, broń w Dębowym Rogu zakopaną odkopując, spostrzegł, że ziemia poruszona była, że ktoś tu po nich z rydlem około niej chodził... A potem Julek i dziatkowicki pan z wielkiem zdziwieniem spostrzegli, że pudło