Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   189   —

to i basta! Ja Teleżukowi, jak przyjacielowi, wszystko powiedziałam i jak przyjaciela proszę... ale kiedy Teleżuk nie chce, to i nie trzeba... to my sami...
Już uniosła się obrazą, czy ambicją, cała rumieńcem oblała się i ruch do odejścia uczyniła, ale chłop poufale za rękaw sukni ją ujął.
— Zaczekajcie, pani! Ot, wy zawsze taka prędka! Jak do dobroci, tak i do złości prędka!
Po ustach, jakby z ciemnego kamienia wyrzniętych uśmiech mu się prześliznął pobłażliwy i wnet zniknął. Zniknęła też z oczu iskra ironiczna.
— Co ja sobie myślę, to myślę, ale zrobię, jak każecie... Ja wszystko zrobię, co każecie... ja wasz poddany...
Pani Teresa aż żachnęła się, aż krzyknęła.
— Głupi Teleżuk jest ze swoim poddaństwem! Najpierw to, że niema już poddaństwa, a potem, czy, kiedy jeszcze było, ja Teleżuka za poddanego uważałam, czy za przyjaciela? a? Niech Teleżuk zełże, że za poddanego... a?
On ręką wzgardliwie machnął.
— Et, z babą gadać, wodę mleć. Czy ja o takiem poddaństwie gadał? Ja w poddaństwo do was poszedł wtedy, kiedyście wy rękami własnemi z żony i dzieci moich zarazę srogą ścierali...
P. Teresa żałośnym ruchem ręce rozłożyła.
— Cóż, kiedy nie udało się!
— Z żoną udało się... z niemi nie... ale ja od tego czasu wasz sługa, wasz pies... Czego tylko odemnie chcecie, to zrobię... bądźcie spokojni... co sobie myślę, to myślę, ale zrobię...