Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   187   —

Brońcia nie bez pewnej jeszcze trudności czytać zaczęła.
— Mieczy—sław Stary...
— Nie chcę Miecislawa... przerwało jej kapryśne sarknięcie Ludwinki...
Cierpliwie starszy „robaczek“ kilka kartek przerzucił i zaczął.
— Władysław Ja...
Ale młodszy przerwał znowu.
— Nie chcę Wladislawa...
— No, to czego chcesz!
Porwała Ludwinka książczynę z kolan siostry i, na swoich ją rozłożywszy, z wydętemi od wysiłku wargami, przez chwilę karty przewracała. Poczem zaczęła z wielkiem trudem i jąkaniem.
— L-e-le-s-i-ek — Lesiek.
— Daj!
— „Przez dworaków opuszczona, Helena w stroju niedbałym"...
Duży ptak furknął z pod niebieskiego dachu i nad głowami dzieci przemknąwszy, lotem strzelistym pomknął w dal.
— Jaskółka!
Niewiedzieć czego porwały się i niewiedzieć czego, na całe gardziołka śmiejąc się, pobiegły w tę samą stronę, w którą jaskółka uleciała.
A pani Teresa, pierwszy raz w życiu, zapewne, zdawała się o samem istnieniu najmłodszych swych dzieci zapomnieć. W końcu dziedzińca, pomiędzy szaremi ścianami stodółki i świrna, z chłopem barczystym i rosłym, w siwą siermięgę ubranym, roz-