Strona:Eliza Orzeszkowa - Gloria victis.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   167   —

chodziła po polach, dozorowała robotników, stróżowała nad orką, młócką, zasiewem, sianokosem, żniwem, doglądała inwentarza, z pomocą paru dziewek ogrody uprawiała, nierzadko własnoręcznie gotowała strawę, a w długie noce zimowe szyła odzież dla siebie i dzieci. O pierwszych brzaskach dziennych, na mróz, deszcz, śnieżycę, wichurę, czy na rajskie od ros świeżych i świtań błękitnych poranki letnie, pierwsza wychodziła z domu, aby nieliczną czeladź budzić, wraz z nią roboty dzienne rozpoczynać. Oprócz tego, często do sąsiednich wsi i miasteczek jeździła, wszystko, co trzeba było sprzedając, kupując, braki różne zapełniając, stratom zapobiegając, o mnósto drobin tego twardego bytu dobijając się z trudem, z targiem, z troską, od których nieraz poty perliste na czoło jej występowały. W dodatku, zupełnie już niewiadomo jakim sposobem, czy jakim cudem, zdołała śród tego, wszystkich trzech synów z kolei do szkół przygotować i wysłać, córkę jako-tako wyedukować i dwoje dzieci najmłodszych, drobnych jeszcze doglądać...
Cóż dziwnego, że od lat wielu już w sposób taki żyjąc — straciła formę. Było to wyrażenie jednego z sąsiadów, który patrząc raz na nią przez pokój idącą, zcicha rzekł do obecnych.
— Pani Teresa zupełnie straciła formę...
I prawdziwem to było do tego stopnia, że gdy szła, to z pewnego oddalenia trudno było powiedzieć na pewno, czy to kobieta, albo mężczyzna idzie, albo zblizka znowu, każdy nic o niej nie wie-