Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dalibóg — widziałem.
Tupnęła nogą i krzyknęła: „precz!“ Zarazem chłopa za kożuch pochwyciła i, drzwi otworzywszy, do ciemnej sieni go wypchnęła.
Chłop pod okno podszedł i wykrzykiwał:
— Nie dasz? no, to poczekajże, dam ja tobie! zgubiona dusza twoja, popamiętasz!
Poszedł ku wsi, a idąc wciąż do siebie wykrzykiwał: — „Dam ja jej! popamięta!“
Od paru miesięcy Pietrusia do wsi nie chodziła, bo się bała spotkania z ludźmi. Jednak w tydzień po odwiedzinach Szymona wypadła jej potrzeba konieczna pójść wieczorem do Łabunów. Babka, pozostawszy z dziećmi, bajki im opowiadała. Gdy już trzecią zaczęła, drzwi otworzyły się z trzaskiem i wśród ciemności rozległ się krzyk rozpaczliwy.
— Jezu, ratujcie, ja nieszczęśliwa! Biją już, kijami biją! Boże mój miłosierny!
Był to głos Pietrusi, która całem ciałem na podłogę się osunęła. Dzieci w płacz uderzyły.
— Co tobie, Pietrusiu? — przemówiła babka trzęsącym się głosem. Nie waryuj, światło zapal. Dzieci pociemku płaczą.
Z jękiem podniosła się młoda kobieta z ziemi i ogień roznieciła. Splątane włosy jeżyły się jej nad czołem; blada była jak płótno. Z płaczem opowiadać zaczęła babce, że gdy wracała od Łabunów, ktoś, co na nią za płotem czatował, kijem ją raz i drugi w plecy uderzył, a tak mocno, że aż na ziemię upadła. Poznała, że to był Szymon Dziurdzia. Jeszcze kilkoro ludzi śmiało się i gadało, ale ona już nie wie, kto oni byli, bo zerwała się z ziemi i co sił dalej pobiegła.
— Za co to na mnie przyszło? — pytała i ręce łamała.
— Chodź do mnie, dziecię, pogadamy — rzekła sta-