Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Umilkła babka. Kowalowi przy słuchaniu opowieści o czarownicy ochota do spania odeszła. Pietrusia ze zbladłą od przerażenia twarzą słuchała opowiadania.
— Babulu! czy ona naprawdę była czarownicą, czy tylko tak źli ludzie na nią wymyślili? — ozwała się głosem jękliwym.
— To już niewiadomo — z namysłem odpowiedziała Maciejowa.
Kowal wstał z ławy.
— At, — zawołał — głupstwo! Ja już dużo świata schodziłem, a nigdym nie widział ani słyszał, żeby gdzie jakie wiedźmy palili. Może to było z pięćset lat temu, jak ludzie byli bardzo głupi. Teraz już tego niema i być nie może... Chodź spać, zuzulu!
Pietrusia, blada, wstała powoli, a w oczach jej malował się niepokój.
Poszli wszyscy spać. Po chwili cisza zaległa izbę. Przerywało ją tylko głośne chrapanie kowala.
Nazajutrz była niedziela. Pogoda była piękna. Pietrusia wstała o wschodzie słońca, wody ze studni przyniosła i w piecu ogień rozpaliła; potem nad staw pobiegła i, przyniósłszy stamtąd pęk pachnącego tataraku, rozrzuciła go po podłodze izby, wprzódy już czysto zamiecionej i białym piaskiem posypanej. Kiedy się kowal obudził, stara babka na pościeli swej usiadła i dzieci gwarzyć zaczęły, a w chacie od tataraku pachniało, jak na łące. Do samego prawie południa krzątała się Pietrusia po chacie. Pożywieniem obdzieliła całą rodzinę, babkę i starsze dzieci myła, czesała i w czystą odzież ubierała, malutkiego Adamka piersią karmiła i na rękach kołysała; męża, na cały dzień do miasteczka wyprawiając, zaopatrzyła w zapas żywności i o tem, co miał tam kupować i sprzedawać, rozważnie i po przyjacielsku z nim rozmawiała. Po południu dopiero przed