Strona:Eliza Orzeszkowa - Czarownica.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz już jestem duża i, chwalić Boga, silna. Mogę pracować i żywić was do końca życia tak, jak wyście mnie żywili od maleńkości, kiedy ojciec i matka jednego roku zmarli. Pilnować was będę, jak oka w głowie. Tak mi Boże dopomóż! — Poszła i uwijała się po zagrodzie.
Była to zagroda Piotra Dziurdzi. Żona jego niedomagała od lat kilku, a że córki w domu nie było, synowie zaś byli jeszcze dziećmi, więc gospodarstwem kobiecem za strawę i przyodziewek zajmowała się wprzódy Maciejowa, a teraz trudnić się zaczęła Pietrusia.
Piotr był gospodarzem dostatnim i mógł pozwolić sobie na ten zbytek, aby jego chorą żonę sługa zastępowała.
Pomimo że była sierotą i tułaczką, Pietrusia bardzo była wesołą. Śpiewaniem napełniała chatę Piotra. Dziwili się ludzie tej wesołości, bo głodu i biedy zaznała w swem życiu niemało. Wiele znaczyło to, że złego obejścia nie doznała nigdy. Babka wprawdzie nie miała czasu pieścić jej i całować, ale nie zjadła nigdy łyżki strawy, dopóki wnuczki nie nakarmiła, nie kupiła sobie przyodziewku żadnego, póki jej czysto i cało nie ubrała. Zasługiwała się ludziom, żeby jej wnuczki nie krzywdzili. Pietrusia czasem do innych dziewcząt ze łzami w oczach mówiła: „Ona jak ten anioł nade mną.“
Każdej niedzieli zrana, gdy wszystko skończyła, co tylko w chacie do zrobienia było, Pietrusia myła i czesała babkę. Potem na siwe jej włosy wkładała czepiec biały, a jeśli kiedy w sobotę, mając więcej czasu, suto go szlarką obszyła, to już bardzo zadowolona powtarzała:
— Oj, jak ślicznie! oj, jak ślicznie!
Stara pytała:
— A skąd pieniądze na szlarkę miałaś?
— Z lata jeszcze schowałam, kiedy żąć chodziłam do dworu.
— A nie zaleca się kto do ciebie? — zapytała znowu.