I niepotrzebnie z Jankiem w zapasy wchodził, bo pokazało się, że wcale z czym popisywać się nie miał, i przyśpiewek niestosowny wynalazłszy, i w słuchaczach obudziwszy nawet zdziwienie: jakim sposobem taki duży mężczyzna mógł taki cienki głos z siebie dobywać? W zamian kruczowłosy Osipowicz z błękitnooką Cecylką Staniewską, jakby umyślnie przed matką jej stanąwszy, prawie tak pięknie, jak Janek, zaśpiewał:
Koło domu steczka,
Chowaj, matko, pieska:
Masz córeczkę ładną,
To ci ją ukradną!
I ogromny Domunt, znowu z malutką Siemaszczanką, jak z dzbaneczkiem po wodę idący, więcej gromko niż melodyjnie huknął:
Za rzeką, za Niemnem,
Kukaweczka kuka,
Mam tego za dudka,
Kto posażnej szuka!
Ale krakowiak już się kończył i inni, choćby chcieli, do śpiewania nie mieli czasu. A tylko Janek jeszcze, jak do przyśpiewków hasło dał, tak je i zakończył, nie w porę nawet, bo przed samym końcem tańca, krótko, lecz dobitnie wyśpiewując:
Najpierwsze kochanie
Kiedy serce chwyci,
Radością i smętkiem
Dosyć je nasyci!
Po czym zaraz tancerkę swoją jak piórko dokoła siebie okręcił i na jedno kolano przed nią przypadając rękę jej do ust przycisnął. I w tym jeszcze starszy drużbant chciał go naśladować, ale nie mógł, bo Jadwiga gwałtownie ręce swe mu odebrała i nie czekając, aby ją, jak to czynili wszyscy, ku siedzeniu jakiemu odprowadził, ze wzdętą piersią i roziskrzo-