Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom III.djvu/070

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Wstrzymał się, nie domówił, trochę ochłódł. Nagle w twarz kuzynki przenikliwie spojrzał.
    — Czy ty, Justynko, za te dziurawe sito pójdziesz?
    Zaśmiała się znowu.
    — Masz taki sposób pytania, Widziu...
    — Wiesz dobrze, o kim mówię... No, za tego welinowego człowieka, jeżeli oświadczy się o ciebie, pójdziesz?
    Wzruszyła ramionami.
    — Mój drogi — zwolna odpowiedziała — czyżbym mogła odrzucać od siebie tak wielkie, niespodziewane, cudowne szczęście... taki zaszczyt i łaskę? Sam pomyśl, czyżbym mogła?
    Zdawało mu się, że w jej głosie dosłyszał tłumiony śmiech, ale twarz miała poważną, surową i niezwyczajnie błyszczące oczy. Ręką rzucił.
    — At! — rzekł — niczego z kobietami pewnym być nie można! Zdaje się, że rozsądna, a może i pstro ma w głowie, czy ja wiem? Na Buszmanki was wychowują, to i wszystko na świecie gotowe jesteście zrobić, byleby was ładnie ufarbowano. Ale tymczasem, nim wielką panią zostaniesz, na wesele Elżusi pójdziesz... wiesz? Marynia tam także będzie, już ja to u pani Kirłowej uproszę, byleby tylko pod opieką cioci Marty, którą także podejmuję się namówić...
    W tej chwili drobne jakieś ręce ramię jego objęły i prawie dziecinny głos tuż przy nim zawołał:
    — Widziu, i mnie weźcie na te wesele! już mnie o nim Zofia tyle nagadała... ona krewna pana młodego i zaproszona... tańczyć będą... i ja chcę potańczyć!
    — Z największą ochotą! — zawołał Witold — choć raz zobaczysz w Korczynie coś więcej nad dom i ogród!
    — Nie żartuj, Widziu — krzywiąc ładne, blade usta skarżyła się dziewczynka — mnie tak nudno, nudno ciągle u mamy w pokoju siedzieć albo po tych alejach w ogrodzie chodzić...
    — Patrzcie! — sarknął młody człowiek — od ziemi led-