Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzebują. Tu już dobre przy lepszym staniało. To i chwała Bogu! Owszem! Aby tylko wszyscy na tym handlu dobrze wyszli, bo wiadoma rzecz, że kto wiele ściga, mało dogoni. Dobranoc państwu! Zdrowia i dobrego weselenia się życzymy!
I gniew nieposkromiony, i ambitna obraza, i łkania z całej siły tłumione odzywały się w jej głosie. Dziadka do sieni wysunęła, flakowaty i zabłocony ogon sukni dla łatwiejszego przejścia przez próg w garść zebrała i z głośnym stukiem drzwi za sobą i dziadkiem zamknęła.
Po wyjściu tych dwojga ludzi pozostali przez parę minut nie mówili nic. Jan pierwszy śmiechem parsknął.
— Ot, języczna! — zawołał. — No, ależ zła! Ja i nie spodziewał się nawet, żeby aż taka była! Może komu taka szparkość i języczność upodobać się może, ale już mnie to — bynajmniej!
Anzelm nie zapytywał o nic i żadnej uwagi synowcowi nie uczynił. Widać było jednak, że zmarkotniał, nad czymś zastanawiał się i czegoś żałował. Ale Jan po wybuchnięciu śmiechem trochę zmieszany do ciemnej bokówki wyszedł, a wkrótce raźnie już do świetlicy wracając zawołał:
— Może panna Justyna chce z bliska popatrzeć, jaka zaraz na Niemnie śliczna iluminacja będzie?
— Jacicę łapią? — zapytał Anzelm.
— A jakże! tylko co z ogniami wypływać zaczęli...
— Już mnie i do domu pora! — wstając rzekła Justyna.
— Ja panią odprowadzę, bo na dworze zupełnie ciemno...
— Pójdę z państwem i ja — powoli wymówił Anzelm; powoli z zydla wstał i Antolce, która z dzbankiem pełnym mleka do świetlicy weszła, powiedział, aby mu czapkę z bokówki przyniosła.
— Stryjka spacer po nocy sfatyguje — zauważył Jan.
— Nie bój się. Choć i po nocy, kiedy zechcę, jeszcze prędzej od ciebie iść potrafię — zażartował Anzelm.