gle większej mocy i skrzepiło się całe ciało, bo nie zważając na podawane sobie krzesło wyprostował się, obie ręce na kiju wsparł, czoło podniósł, ku sufitowi spojrzał.
— A jakże — zaczął — a jakże! Pamiętam... ho, ho! jakby to wczoraj zdarzyło się... Najstarszy był... pięciu nas było... ja najmłodszy, a Franuś najstarszy... może mnie dziesięć lat było, a jemu dwadzieścia, kiedy go pan Dominik Korczyński, pana Stanisława, teraźniejszego dziedzica Korczyna ociec, do legionów zwerbował... przy Napoleonie obydwa wojować poszli... Z pana Dominika dobry był kamrat... dobry... ja o tym wiem... bo prawie we trzydzieści lat potem i sam z nim na wojnę chodziłem... Nad Franusiem naszym, starszym będąc, opiekę rozciągał, i przez listy my o jego powodzeniach i promocjach wiedzieli... Aż tu dwunasty rok przyszedł... Francuzi idą! Ociec mówi: „Pewno i Franuś nasz z nimi idzie“. A matka głową kiwa i odpowiada: „Pewno idzie! Może i do nas zajdzie! Może my jego jeszcze raz przed śmiercią obaczymy!...“ — „Może i obaczymy“ — mówi ociec... Czekali jego, spodziewali się... Matka najmniejszym czasem w pole, na drogę wychodziła, a my, młodsze bracia, tylko co oczu nie powyślepiali brata oficera wyglądając.
Gdy stary to mówił, Jadwiga nie spuszczała z Justyny oczu, które coraz więcej zapalały się i roziskrzały. Nie dosłyszała tego, co Jan do niej przed chwilą szepnął, ale spostrzegła dobrze, że kiedy się nachylił ku niej, na ustach miał taki uśmiech, jakiego ona nie widziała u niego nigdy, a ciągle patrzał na jej rozpuszczone włosy; zdawać się mogło, że po prostu oczu od nich oderwać nie mógł. Justyna zaś słuchała go ze wzniesionym ku niemu wzrokiem, z którego biły promienie cichej, jakby nieśmiałej radości. Z trochę jeszcze dygocącym, ale coraz wzmagającym się i czystszym głosem opowiadającego starca złączył się gruby szept jego wnuczki. Zdawać się mogło, iż szeptem mówiła dlatego, że trudno jej
Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/188
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.