Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom II.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

okropnie! A ta znów druga klęczy przy łóżku i fontanną płacze! O nic u żadnej dopytać się nie można!
Z ganku potężnym swym głosem krzyczał na służbę o jak najprędsze zaprzęganie koni i lecenie błyskawicą po lekarza i z lekarzem.
Około południa jednak pani Emilia uspokoiła się znacznie i była już tylko tak osłabioną, że aby usłyszeć, co mówiła, trzeba było ucho do ust jej przykładać. W białych muślinach i haftach leżała na pościeli z zamkniętymi oczami, z wyrazem tak cichego i łagodnego cierpienia na twarzy, że w każdym na nią patrzącym istotną litość budzić musiała. Toteż Teresa, tuż przy jej łóżku siedząca, wpatrywała się w nią wzrokiem żałosnym, a Leonia, która cichutko wsunęła się tu po odjeździe doktora, smutnie z robótką w ręku w kąciku siedziała. Wtem do cichego pokoju doleciał turkot zajeżdżającego przed dom powozu, drzwi uchyliły się i dał się słyszeć szept Marty:
— Pan Darzecki przyjechał z młodszymi panienkami, Benedykt prosi, aby Leonia przyszła panienki bawić...
Marta mówiła, jak tylko mogła, najciszej, jednak świszczący szept jej doszedł do uszu chorej, która otworzyła oczy, niespokojnie palcami poruszyła i wymówiła:
— Darzeckie... Jak Leonia ubrana?
— Chodź do mamy! — pośpiesznie zaszeptała Teresa.
Panienka na palcach do łóżka matki przybiegła; pani Emilia ogarnęła ją wzrokiem, który, przed chwilą omdlały i zagasły, teraz nabrał trochę bystrości i blasku.
— Suknia dobra — zaszeptała chora — ale kokarda zmięta i buciki brzydkie.
Oczami dała znać córce, aby pochyliła się nad nią, i w czoło ją pocałowała.
— Nie trzeba, aby moja córka była gorzej ubrana od Darzeckich... które stroją się...
W tej chwili na pochylonej ku niej głowie córki spo-