Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dej głowie. Nie śmiała prosić o nic tego nieznajomego człowieka, który ze swą pracowitą niezależnością i przeszłością pełną jakichś wielkich cierpień wydawał się jej dziwnie poważnym i surowym. Ale on prośbę wyczytał z jej oczu. Obejrzał się na słońce: poczerwieniało i do połowy ukryło się za borem.
— Mało już dziś będzie roboty mojej! A wszystkie pustoty od młodych pochodzą! Wymyślają, pytają się, czas bałamucą, a tu i nic tak osobliwego do gadania nie ma!
Nigdy jeszcze pod siwiejącym wąsem nie uśmiechał się tak łagodnie; mówił też wesoło i prawie z odcieniem filuterności. Czapkę nad głową podniósł.
— Dlaczegóż nie? — dodał — jeżeli pani żąda posłyszeć tę historię, to o moją fatygę bynajmniej... Ja owszem... Nikt jej nie opisywał i w książkach nie drukował... Jeden człowiek opowiadał ją drugiemu, i tak ona z daleka, jak rzeka przez różne kraje, przez przeddziadów, dziadów i ojców naszych przepłynęła aż do nas. Mnie jej nauczył stary Jakub, gdy jeszcze boso latałem i cielęta pasłem, a jego uczył nie wiadomo kto, może dziadek, może przeddziadek, bo w ich familii wszyscy długo żyją.
Stolarskie narzędzie położył na stronie i na jednym z wgłębień olbrzymiego kamienia siedząc uśmiechnął się jeszcze.
— Gadaj gadkę! Bajki babom, a to, co ja powiem, nie bajka!
Wysoki zrąb kamienia siwym mchem w tym miejscu porosły służył za oparcie przygarbionym jego plecom, a na baranią czapkę i aż na ramiona opadały mu cienkie gałęzie ożynowego krzaku.
— Było to w starych czasach, w sto lat albo może jeszcze i mniej potem, jak litewski naród przyjął świętą chrześcijańską wiarę, kiedy w te strony przyszła para ludzi. Niewiadomego oni byli nazwiska, niewiadomej kondycji, i to tylko