Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cej trząsł się i zwiędłą ręką w powietrzu wygrażać zaczynał. Za nim dwaj chłopcy, bosi, gołogłowi, z minami wiejskich urwisów, wyskakiwali śmiejąc się głośno i powtarzając:
— Pacenko przyjechał! Pacenko przyjechał i dziadulkowi babulkę odbierze!
Dziewczyna głowę swą zjeżoną gęstwiną kasztanowatych włosów podniosła, a z szafirowych jej oczu na pełne i rozognione policzki ciekły łzy...
— Co ja pocznę! — lamentowała — straszą i straszą, a ten idzie i idzie... Znowu narazi się na kiepkowanie ludzkie albo upadnie i stłucze się tak, jak wtedy...
Jan do Justyny szepnął:
— Stary zawsze tak wariuje, jak tylko kto mu powie, że Pacenko przyjechał... To ten Pacenko, co mu kiedyś żonkę zwiódł i w świat powiózł.
Ale Anzelm przyśpieszył kroku i przed starcem stanąwszy powolnym swym głosem zapytał:
— A gdzie to pan Jakub idzie?
Małe oczy starca spod czerwonych i nabrzmiałych powiek wzniosły się ku jego twarzy.
— A... a... a... zdaje się... pan Szymon?
— Ja, Szymon, ale gdzie to pan Jakub idzie?
— Szymon — objaśnił Jan Justynę — to był mój dziadunio, stryja i ojca ociec. Jakub żyjących ludzi nie rozpoznaje, tylko ich wszystkich za pomarłych ojców i dziadów przyjmuje... tak samo zupełnie, jak żeby śród nieboszczyków żył...
— Pacenko przyjechał! — prędko mrugając powiekami i głosem skarżącego się dziecka powtarzał starzec.
Anzelm wyprostował się i stanowczym głosem przemówił:
— Pacenko nie przyjechał i nigdy nie przyjedzie, bo już na tym świecie wcale go nie ma.
Bezbarwne i bezzębne usta starca otworzyły się szeroko, ale drżeć i naprzód wyrywać się przestał.
— Nie przyjechał? Pan Szymon mówi, że nie przyjechał!..