Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo słusznie! I pan Anzelm nie był pewno taki smętny, kiedy był młody — odcięła się Elżunia.
— A warto by było rozumu troszkę nabrać, kiedy już tak jak prawie zaręczona — zażartował Jan.
— Nieprawda, jeszcze nie zaręczona, jeszcze ociec na oględziny pojedzie...
— Tak jak prawie zaręczona! tak jak prawie zaręczona! — rozszczebiotała się nagle Antolka. — Jaśmont ze swatem przyjeżdżał... nasza mama tobie go wyswatała... Może nie mówiłaś, że ładny?
I koszyk z wiśniami pod samą prawie twarz przyjaciółki podsunęła.
— Na, jedz wiśnie!
Elżunia pełną garścią zaczerpnęła z koszyka czerwonych jagód i wnet je do ust poniosła, ale od płotu zabrzmiał męski głos z gniewnym i groźnym akcentem wołający:
— Alżunia! a ty tu czego? Czy to tobie w chacie roboty nie stało?... Alżunia!
Człowiek, który przed chwilą głowę znad ogrodzenia ukazywał, przestąpił niski płotek w tym miejscu, gdzie stała podstarzała, mizerna kobieta, i poważnymi, ale szerokimi kroki dążył ku domowi Anzelma ustawicznie dziewczynę przywołując. Córka tu przyszła niby po wodę, ojciec przychodził niby po córkę. Nie zlękła się ona bynajmniej, tylko umilkła, może dlatego, że usta miała pełne wisien, i usunęła się trochę pomiędzy wysokie malwy. Żółty Mucyk z gwałtownym szczekaniem zabiegł drogę przybywającemu, ale on go końcem buta odtrącił i z fantazją w postawie wśród obecnych stanął. Średniego wzrostu był, krępy, w surducie z grubego sukna i wysokich butach, z twarzą bardzo podobną do takiego rydza, w którego by wprawiono zadarty nos, kępkę sterczących wąsów i małe, błyszczące oczy.
— Niechże i mnie będzie pozwolone przywitać Anzelmowego gościa — zaczął z niejaką nadętością w głosie i wymo-