Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle zamyślając się odpowiedział:
— Może...
Ale w tej chwili nie mógł znać długo ani zamyślać się, ani smucić.
— Moja droga kuzynko — szepnął znowu — żebyś wiedziała, jak ona mi się podoba!.... Ślicznie zbudowana kobieta i takiego coś ma w sobie... te szare oczy przy czarnych włosach...
Patrzała chwilę na nienaturalny blask jego oczu i zwiększające się rumieńce. Czuła się zwierzeniami, które jej czynił, obrażoną, ale obrazę zwyciężała litość...
— Biedny ty jesteś, kuzynku... a dziś w dodatku i upiłeś się jeszcze, czy co?
Znów z zamyśleniem odpowiedział:
— Może...
Muzyka umilkła, kilka osób otoczyło Orzelskiego dziękując mu i chwaląc odegraną kompozycję. On prostował się, promieniał.
— Caca uwerturka! — mówił — caca!...
Justyna powstała zwolna i odejść od fortepianu zamierzała, kiedy Zygmunt Korczyński Orzelskiego opuszczając drogę jej zastąpił. Pięknej istotnie muzyki słuchał on był stojąc w pozie jakby z przyzwyczajenia malowniczej. Smutnym wydawał się i rozmarzonym. Teraz z niepewnym i przymuszonym uśmiechem na bladej twarzy półgłosem przemówił:
— Zdaje mi się, kuzynko, że nie lubisz muzyki tak, jak lubiłaś ją dawniej...
Na ostatnim wyrazie położył znaczący nacisk. Ona stała przed nim ze spuszczonymi powiekami, nieruchoma, ale wzruszenia swego ukryć zupełnie nie mogła.
— Nie — odrzekła z cicha — nie, nie lubię już muzyki wcale...
Stał ciągle tak, aby odejść i rozpoczętej rozmowy przerwać nie mogła.