Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

minę człowieka położeniem swym znudzonego. Wieści chodzą, że gospodarstwem prawie się nie zajmuje i interesy swe wcale nieosobliwie prowadzi, a pani Andrzejowa żałować już zaczyna, że wychowała syna w nadzwyczajnych pieszczotach, z dala od kraju i tego kawałka ziemi, na którym żyć mu wypadało.
— Dobrze jej tak, bo jest dumna jak udzielna księżna i syna za półbożka miała... — zagadała jakaś żywa i mowna sąsiadka, jedna z tych, których jedwabne suknie nosiły na sobie widoczne ślady dawności i kilkakrotnych przerabiań.
Druga, łagodniejsza, z długą, mizerną twarzą na dłoni opartą, inaczej o tym sądziła. Głową ubraną w dziwne jakieś pióra powoli wstrząsając smutnie zaczęła:
— Bez ojca chowany... bez ojca!... Co to jest chłopców wychowywać bez ojca, to ja wiem, bo i mnie w tym samym czasie, co i pani Andrzejowej, opiekuna dla synów zabrakło!...
— Ciotkę miał za to — sprzeciwiła się pierwsza — tę Darzecką, co to wypadkiem za bogatego człowieka wyszedłszy sama nie wie, jak dąć się i stroić... Ona także synowczykowi poduszeczki pod boki podkładała i geniusz wmawiała...
— Przez pamięć dla brata może — broniła druga — przez pamięć dla brata... i jakiegoż brata i człowieka!... Sierotę po nim pieściła i jak najwyżej wyniesionym widzieć pragnęła.
Kawa czarna i towarzyszące jej napoje już przez lokajów rozniesionymi zostały, ale tacę z likierami Kirło pochwycił z rąk służącego i na bocznym stole w salonie ją postawił. Kościste policzki jego rumieniły się trochę, małe oczy błyszczały, najjowialniejszy w świecie uśmiech otwierał wąskie usta. Był w tej chwili upostaciowaniem doskonałego zadowolenia ze zjedzonego obiadu, wypitego wina i najbardziej może z panującego dokoła towarzyskiego gwaru. W dwóch palcach jednej ręki trzymając zgaszone przez wzgląd na panie cygaro, drugą przebierał flakony napełnione płynami różnych barw i wabił nimi ku sobie wszystkich, którzy się znaj-