Strona:Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem (1938) tom I.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzi, tatko? motylki... o! jakie motylki... ale w ogrodzie ładniejsze... Julek mówił, że za miesiąc będą już rybacy łowić jacicę... wie, tatko, w nocy... na czółnach... z takimi ogniami... Czy tatko kiedy łowił z rybakami jacicę? Julek mówił, że to takie malusieńkie, malusieńkie motylki... dla ryb, widzi, tatko, na przynętę...
— Widziu! — zaczął Korczyński w twarz małego syna patrząc tak, jak może dotąd nigdy nie patrzał. — Widziu, słuchaj, Widziu!
— Co, tatku?
— Lubisz ty te malutkie, białe motylki?
— Lubię, tatku, takie ładne...
— A Niemen lubisz?
Dziecko aż nóżkami zatupało.
— Tateczku, żeby tateczko wiedział, jak to dobrze pływać i ryby łowić!... Ja z Julkiem dziś pływałem... on złowił szczupaka... wie, tatko, na sznur... a ja na wędę dwa kiełby, takie śliczne, śliczne kiełbiki...
— A las lubisz, ten co za Niemnem?
— Aj, tateczku, my z ciocią Martą i z Justynką w niedzielę do lasu sobie popłynęli, grzyby zbierali, i tak było wesoło, wesoło...
Grube ramię mężczyzny coraz silniej obejmowało szczupłe ciałko dziecka i duże, ponure oczy miękły i promieniały topiąc się w czystych, błyszczących, ruchliwych źrenicach dziecięcych.
— A tatka kochasz? A?
Na pomarszczonym czole, szorstkich policzkach i długich wąsach Korczyńskiego nie było takiego miejsca, którego by nie ucałowały śmiejące się i świeże usta jego syna. Był to swawolnik i wisus, jakich mało; nie tylko w całym domu, ale i w całym Korczynie słychać go było. Kiedy go do nauki napędzano, krzyczał: „Nie dręczcie mię!“ i biegł co siła na folwark do parobkowskich dzieci czy w pole do żeńców albo