Strona:Eliksir prof. Bohusza.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało się rozlewać dokoła ciepło, wdzięk i radość. Uśmiechnął się wreszcie z goryczą.
Wszak to jej prawo. Prawo młodości. Pożądać kwiatu życia, nie zaś liści zwiędłych i pożółkłych. Obok starości przechodzi obojętnie.
Inaczej być nie może.
I cóż mu z tego, że jest uczony i sławny; że prace jego zajmują ludzi wiedzy; że towarzystwa naukowe mianują go swym członkiem; że wszechnice proszą o przyjęcie katedr, choć stale odrzuca je duch jego niezależny; że, pomimo to nawet, jeden z uniwersytetów niemieckich nadesłał mu tytuł profesora honorowego za nowe, genialne badania nad białemi ciałkami krwi?
I cóż mu z tego, skoro starość przygniata już barki, a młodym właściwie nigdy nie był? Bo choć fotografje jego z owych lat odległych pokazują mężczyznę o głowie wspaniałej, oczach dumnych, nosie orlim i ustach Antinousa, to jednak marzeniem jego wówczas była tylko sława.
Jej uzyskaniu poświęcił młodość, zdobył dyplom doktorski i pracował dalej, mijając z pogardą wszystko, co nie tyczyło się ulubionych badań naukowych, ksiąg i laboratorjum. I tak niespostrzeżenie przeszły mu lata za latami, a gdy syt sławy i znużony dociekaniami naukowemi, zapragnął życia — spostrzegł dopiero wówczas, że już za późno, że pozostał, coprawda, umysł wielki i lotny, ale ciało odmawia posłuszeństwa, że siły fizyczne pożera już choroba starości.
I znów wyrwał mu się w duszy okrzyk gorący: Posiadać energję, sprężystość i radość życia — młodość