Strona:Elegie Jana Kochanowskiego (1829).pdf/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ELEGIA  III.

Pomnę, co stary mędrzec mawiał mi za młodu,
Tam gdzie Antenor leży założyciel grodu:
Że nie możny bogatym, ni ten komu pługi,
Woły nieprzeliczone prowadzą na smugi,
Ale ten, kto czy wiele, czyli posiadł mało,
Cicho przyjął, co Pańskie przejrzenie zesłało.
Tegom się chwycił mówiąc: wam złoto królowie!
Mnie nie wzięta nikomu myśl wolna i zdrowie.
Teraz na wywód chciwéj dziewicy przystaję,
Teraz moje ubóztwo i błędy poznaję,
Ona inaczéj mówi: “Jeżeliś ubogi,
Wolna myśl nie nakarmi, opuść moje progi!„ —
Biada mi! że, gdy rozum bogatym być umié,
Tego bogactwa żadna dziewka nie rozumié.
Za nic u mnie starostwa, okazałe sprzęty,
I skarbiec misternemi kluczami zamknięty,
Niech się stroją w szkarłaty i jasne kamienie,
Niech im złoto Tagowe przynoszą strumienie,
Ja w niestrojnym kożuchu niechaj przetrwam lody,
Z mimo płynącéj rzeki napijam się wody,
Bylem kochał, słomianą niech zamieszkam chatę,
Bo w tém ciężko ustąpić, wam! pany bogate. —
Ale trzeba ustąpić, bo przeklęte dary
Przeważą winną pamięć i stateczność wiary,