Strona:Edward Szymański - Słońce na szynach.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aż do wsi, do miast po szynach
przyjechała zwycięstwa godzina.
I do pracy na wspólne, na własne,
walą chłopy, jak pioruny jasne!
Któż markotny,
głodny któż?
Bezrobotnych
niema już!
A na szynach, na podkładach
uśmiechnięte słońce siada.
Po dębinie, po żelazie,
walą młoty mocniej, raźniej:


Raz po raz
bij po nas!
Głośniej, mocniej —
chcesz, to spocznij —
przyszedł czas,
przyszedł czas,
Czysto z czoła pot ocieraj,
teraz praca, szczęście teraz!
Raz i dwa
ty i ja,
ja i ty,
raz,
dwa,
trzy!