Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozrywajo moje snopki, rozrzucajo, przeklinajo! Aż mnie w głowie zahuczało.
Won, wynocha! chrypie do nich i nachodze ostro z koso. Won, bo zarżne, ach wy hady!
Odskoczyli, odstępujo do gromady, ja nachodze na nich biały, ręce trzęso sie ze złości, kosa brzęczy: Uh wy, co ode mnie chcecie!
Rzuć te kose, proszo tato, odstępujo krok po kroku: Koso, Kaziuk, Śmierć żniwuje! Kaziuk! Ty jak śmierć w Herodach!
I nachodze na nich z koso, nachodze jak Śmierć w Herodach, i odstępujo ze strachem, całkiem jakby przed Kostucho, a każdy patrzy sie w kose, czy nie ciachne po goleniach, rżysko chręści pod nogami, Ziutek w ciemku popłakuje, a tato mówio do tamtych że nic to, nic, co tam kosa, sierpem prędzej, o, ludkowie, sierpem lepiej!